Chyba dawno nie miałam takiego opóźnienia w pisaniu podsumowania miesiąca, ale tym razem złożyło się na to kilka naprawdę istotnych okoliczności – i nie mówię tutaj tylko o braku chęci, ale przede wszystkim o braku czasu i (co najważniejsze) komputera. Na szczęście po „kosmetycznych poprawkach” ten ostatni właśnie do mnie wrócił, więc z czystym sumieniem mogę (w końcu) zaprosić Was na kilka(naście) słów o wrześniu ?
NIBY NIC, A JEDNAK COŚ
Z perspektywy czasu w ostatnim miesiącu nie wydarzyło się wcale tak wiele, chociaż również wcale nie tak mało.. Spędziłam trochę czasu w domu, na południu Polski. Spotkałam się z częścią znajomych, których z racji tego, że studiuję daleko, widuję dosyć rzadko. Obejrzałam drugi sezon „13 powodów”, którego raczej nikomu nie polecę (chyba że ze względu na ładny angielski bohaterów) oraz zaczęłam wraz z koleżanką niemiecki serial „Dark”, którego raczej nie dokończę prędko. Z filmów udało mi się również zobaczyć „Nieposłuszne”, które miło mnie zaskoczyły. Myślę, że produkcja skłania do przemyśleń na temat religii, wolności oraz seksualności i dlatego warto dać jej szansę.
W drugiej części miesiąca miałam okazję wziąć udział w wyjeździe dla najlepszych studentów organizowanym przez mój uniwersytet. Niestety, okazał się on zupełnie inny, niż się spodziewałam – nasz plan był przeładowany niekoniecznie ciekawymi wykładami, brakowało czasu na integrację i korzystanie z pięknej pogody… Chyba największym plusem tej „wycieczki” były dziewczyny, które poznałam przy okazji ? A pod koniec miesiąca, trochę spontanicznie poleciałam do Kolonii na 3 dni. Chociaż zaraz po przylocie dopadło mnie przeziębienie, to jednak strasznie się cieszę, że mogłam zobaczyć to miasto w tak fantastycznym towarzystwie. Może i nie jestem fanką zbyt dużych tłumów, ale tym razem zdecydowanie warto było… A niedługo później nadszedł wcale nie tak bardzo wyczekiwany powrót do rzeczywistości – przeprowadzka do akademika i początek drugiego roku filologii duńskiej.
KSIĄŻKOWO
Wyświetl ten post na Instagramie.
Jeśli chodzi o czytanie, to we wrześniu kolokwialnie mówiąc „szału nie było”… Przeczytałam 5 książek, czyli 1848 stron, co daje około 62 dziennie. Najpierw pochłonęłam „Nieznaną terrorystkę” Richarda Flanagan, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Recenzja już napisana, czeka tylko na opublikowanie. Dalej połknęłam „W żywe czy” J.P.Delaney. Po przeczytaniu „Lokatorki” w zeszłym roku spodziewałam się jednak trochę więcej po kolejnej książce tego autora, ale cóż.. Później przeczytałam poradnik „Poznaj moc, która jest w Tobie” Louise L. Hay, bo raz za czasu lubię sięgnąć po tego typu książki. Następnie przyszła kolej na „Rok we mgle” Michelle Richmond, którego fabuła trochę mnie zaintrygowała. A na koniec miesiąca, trochę już w tematyce studiów, zajęłam się „Nie ma złej pogody na spacer”, czyli pozycją Lindy Akerso McGurk, która opowiada o fenomenie skandynawskiego wychowania. We wrześniu nie pojawiło się na blogu wiele, ale chętnym przypominam o recenzji „Ciszy”, całkiem nietypowej powieści na polskim rynku wydawniczym.