Rzadko sięgam po polskie książki, ale „Służąca” Alicji Sinickiej zbierała tyle dobrych opinii na Instagramie, że uległam i zdecydowałam się dać jej szansę. Czy było warto?
PIĘKNY DOM, W KTÓRYM MIESZKA ZŁO
Julia to młoda dziewczyna, której pasją jest porządkowanie domów. Planuje założyć własną firmę i rozwijać biznes. Z polecenia trafia do rodziny Borewskich, przystojnego adwokata Mikołaja, jego nieszczególnie miłej żony Marii i ich dorosłego syna Kacpra. Jak się jednak okazuje, z pozoru atrakcyjna oferta szybko przeradza się w coś więcej niż ofertę. Mimo niechęci, Julia zostaje zmuszona, by przeprowadzić się do domu, w którym odgrywać ma rolę „służki” ogarniętego obsesją średniowiecza Mikołaja. Jak skończy się ta z pozoru niewinna praca? Do czego musi dojść, by dziewczyna zdecydowała się na ucieczkę?
Jak wspomniałam we wstępie, po lekturę sięgnęłam głównie ze względu na pozytywne opinie innych czytelników. Spodziewałam się dobrej lektury, niezłego thrillera, chociaż może nie arcydzieła. I niestety, niekoniecznie mogę powiedzieć, żeby autorka spełniła moje oczekiwania.
Pierwsze, co zaskoczyło mnie w tej powieści, to wątek nadużycia seksualnego, którego akurat zupełnie się tutaj nie spodziewałam. Już od początku lektury jasno widać w niej, że pracodawcy Julii to toksyczni ludzie, a ich pobudki posiadania służącej – co najmniej dość specyficzne. Gdy czytałam w opisie o „bezlitosnej grze małżonków” widziałam oczami wyobraźni kłótnie małżonków i spory między nimi, do których „wciągana” byłaby główna bohaterka. W żadnym razie nie łamanie granic i naruszanie godności Julii. Dlatego chwilami miałam ochotę krzyczeć do niej, by się obudziła, by uciekała, po prostu uciekała z tego domu. Ale potem chęć uratowania Julii zniknęła. Dlaczego? W jakimś momencie zachowanie kobiety zaczęło mnie bardziej irytować swoją nieodpowiedzialnością i głupotą, bo było po prostu niezrozumiałe z perspektywy czytelnika. Domyślam się, że taki właśnie był zamysł autorki, żeby powoli, krok po kroku dziewczyna traciła zmysły, by krok po kroku gubiła się w tym, co właściwie dzieje się w rzeczywistości, a co sama widzi. By przestała ufać własnym zmysłom i zaczęła wątpić we własny osąd sytuacji. Aczkolwiek mimo to obserwowanie z pozycji czytelnika, jak bardzo Julia nie grzeszy inteligencją, chwilami dosłownie boli.
„Dałabym wiele, żeby móc cofnąć czas do dnia, w którym pierwszy raz przestąpiłam próg tego pięknego domu. To właśnie wtedy wznieciłam falę zmian w swoim życiu, która przywiodła mnie do tego cuchnącego śmiercią ogrodu.”
Ta książka to w zamyśle miała być thrillerem pełnym grozy, strachu i napięcia. A jej główny problem polega właśnie na tym, że ich nie było. Wszystkie wydarzenia, o których czytam w książce wydają się być w pewien sposób pozbawione tej otoczki lęku. Jedną z najważniejszych cech dobrego thrillera jest dla mnie właśnie wywoływanie szczególnego nastroju, atmosfery pełnej niepokoju, której właśnie w żadnym razie, pomimo żmudnego szukania nie byłam w stanie odnaleźć w tej opowieści. Jeśli również chodzi o innych bohaterów, to nie zachwycili mnie oni swoją złożonością. Mam wrażenie, że nie miałam okazję poznać ich zbyt dobrze, jedynie powierzchownie, że nie miałam okazji poznać motywów ich zachowania ani tym bardziej sposobu myślenia. Podobnie nie rozumem roli syna głównego małżeństwa w powieści, ale to już inna sprawa.
„Służąca” to moim zdaniem dość średniej jakości „thriller”, którego nie mogę polecić miłośnikom gatunku i który, mam cichą nadzieję, że nie stanie się bestsellerem. Domyślam się, że może za to spodobać się fanom twórczości Alicji Sinickiej.

DANE TECHNICZNE
Tytuł oryginału: Służąca
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 368
Cena z okładki: 39,90 zł
Moja ocena: 6/10
Za pierwsze spotkanie z twórczością polskiej pisarki dziękuję księgarni Tania Książka!
Raczej nie przeczytam 😉
Rozumiem 🙂
Miałam ochotę na tę książkę, jednak po przeczytaniu twojej recenzji doszłam do wniosku, że rezygnuję. Thriller bez tego elementu grozy ciężko nazwać Thrillerem 😉
Tego typu powieść powinna mnie zaintrygować i zaskoczyć, a skoro to średniak, to szkoda mi czasu.
P.S. Nie wiedziałam, że masz instagram – ja powoli chcę tam bardziej działać niż na blogu, więc będę cię obserwować także tam. 🙂
Szkoda, że nie było tego napięcia i grozy :/