Nowy miesiąc, nowy rok, ale czy u mnie słychać coś nowego? Nie jestem tego taka pewna, ale chętnie zerknę do kalendarza i podzielę się z Wami tym, co działo się u mnie w styczniu ? Wpadnijcie!
STUDY, STUDY, STUDY
Tak chyba w skrócie można określić ten miesiąc. Już po Sylwestrze, podczas wolnego tygodnia, zaczęłam powoli przygotowywać się do czekających mnie zaliczeń. I to wcale nie dlatego, że najbardziej na świecie kocham się uczyć (chociaż niektórych przedmiotów naprawdę lubię!), ale po prostu bałam się, że nie wyrobię się ze wszystkim. I patrząc z perspektywy czasu, w styczniu nie robiłam wiele więcej poza nauką. W końcu na uczelni czekała na mnie cała masa zaliczeń i prac pisemnych… Po drodze wprawdzie udało mi się spotkać z kilkoma fajnymi osobami, ale jednak prawda jest taka, że brakowało czasu. Czasu na oddech. Na myślenie. Na nic nie robienie. I na odpoczynek. Obecnie większość zaliczeń już za mną (oby zdanych), chociaż pełną wolnością cieszyć się będę mogła dopiero po 11 lutego. Wtedy czeka mnie ostatni i najtrudniejszy egzamin, o którym póki co wolałabym nie myśleć, chociaż kiedyś trzeba będzie. I to kiedyś powinno chyba nastąpić jak najszybciej ?
Wyświetl ten post na Instagramie.
KSIĄŻKOWO?
I pod tym względem zupełnie nie mam się czym chwalić. W styczniu przeczytałam tylko 3 książki, z czego „Smilla w labiryntach śniegu” Petera Høeg i „Preludia” Peera Hultberga to moje lektury z literatury duńskiej. Pierwsza z nich to kryminał, który poleciłabym przede wszystkim miłośnikom lodu i wszystkiego, co z nim związane, a drugi – miłośnikom Chopina. Oprócz nich wróciłam też do jednej z moich ulubionych opowieści, czyli do „Małego księcia” Exupery`ego, którego zdecydowanie uwielbiam! Obecnie jestem w trakcie poznawania „Zamiany” Rebecki Fleet ? Poza tym, w styczniu zaczęłam też oglądać serial „The Big Mouth”, który polecało mi kilka osób. Coś więcej na jego temat napiszę, jak tylko dokończę pierwszy sezon.
W styczniu na blogu ukazały się jedynie 3 posty – w tym recenzja „Analafabetki, która potrafiła liczyć” oraz „Nieznanej terrorystki”, które uważam za jedne z lepszych i ciekawszych powieści. Jak więc widzicie czarno na białym – strona wręcz „leży i kwiczy”, a wszystko (oczywiście!) przez brak czasu. W lutym (po egzaminie) mam w planach nie tylko przeczytać, ale napisać nieco więcej i łudzę się, że coś z tego wyjdzie… A jakby ktoś koniecznie chciał znaleźć mnie w social-mediach, to zdecydowanie więcej mnie na Instagramie i fanpejdżu bloga 😀