Chyba powoli zaczyna to już przechodzić do tradycji, że podsumowania miesiąca piszę z mniejszym lub większym opóźnieniem. Musicie mi to wybaczyć – ostatnio trochę się u mnie działo ? A o tym więcej już zaraz.
SESJA, WALIA I OWCE
Generalnie nie powinnam chyba narzekać na moją sesję, skoro miałam w niej tak naprawdę tylko jeden egzamin. Problem w tym, że materiał obejmował całą historię Skandynawii. W skrócie – historia Danii, Szwecji, Norwegii wraz z streszczeniem historii Finlandii od starożytności do współczesności. Nie jestem wielką fanką ani fanatyczką historii, ba, od dawna jest to jeden z bardziej nielubianych przedmiotów przeze mnie. Nauka do tego egzaminu była więc dla mnie wyjątkową katorgą i cieszę się, że po tygodniu intensywnej nauki udało mi się go cudem zdać. Nie chciałabym już wracać do tych wszystkich wojen, bitew, pokoi, unii i nazwisk, chociaż pewnie do niektórych duńskich będę musiała wrócić na wiedzy o Danii. Po egzaminie wybrałam się na film „Green Book”, który zdobył moje serce. Serio, wychodząc z kina miałam tak dobry humor! Opinie o filmie są troszkę bardziej podzielone, jak to zwykle bywa, ale ja koniecznie zachęcam do wyrobienia sobie własnej!
Wyświetl ten post na Instagramie.
No i przechodzimy do chyba najważniejszego punktu programu w lutym – mojej wycieczki do Walii. Dzięki mojemu przyjacielowi miałam świetną możliwość, by odwiedzić Aberystwyth i „okolice” po raz pierwszy ? I tak byłam w stolicy tego regionu – Cardiff, a także Aberaeronie, Aberarth i Llan-non. Muszę powiedzieć, że strasznie, strasznie mi się tam podobało! Chodziłam po klifach, gapiłam się na owce, słuchałam szumu morza, walijskiego akcentu (i języka w sumie też) i poznałam tylu fajnych ludzi! Obkupiłam się też w angielskie książki z charity shopów, którymi mam nadzieję wkrótce się zająć. Walia okazała się świetną okazją do zwolnienia nieco tempa, zapomnienia o studenckich obowiązkach i skupieniu się na pięknym otoczeniu. I chociaż podróż do tego miejsca zajęła mi z kilkoma przesiadkami niemal 19 godzin, to zdecydowanie warto było! Tylko powrót do zwykłej, uczelnianej rzeczywistości i zadań pisemnych nie był już tak pasjonujący, ale to już zupełnie inna sprawa.
KSIĄŻKOWO
W lutym udało mi się przeczytać 5 książek, z czego jestem szalenie zadowolona, bo dawno nie było tak dobrze! Miesiąc zaczęłam od „Zamiany” Rebecki Fleet, która okazała się całkiem dobrą opowieścią kryminalną. Potem zajęłam się „Księgą dobrych myśli” Beaty Pawlikowskiej, która jednak nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. Dalej spontanicznie sięgnęłam po „Zaplątanych” Emmy Chase, których jeszcze bardziej spontanicznie kupiłam razem z „Andersem mordercą i przyjaciółmi” Jonasa Jonassona w księgarni Tak czytam po wyjściu z egzaminu z historii. Obie powieści okazały się dokładnie takie, jak oczekiwałam – obyło się więc bez rozczarowań. Następnie zaczęłam „Nelę na 3 kontynentach”, którą wydawnictwo podesłało mi w ramach pomyłki. Na koniec lutego połknęłam thriller „Pozwól mi wrócić” B.A. Paris, którego recenzja już niebawem. Na blogu znajdziecie moją opinię na temat „Smilli w labiryntach śniegu” Petera Høeg, którą czytałam w ramach lektury.
Wyświetl ten post na Instagramie.
A JAK WAM MINĄŁ LUTY (I FERIE)?
Przy okazji zastanawiam się, czy nie napisać osobnego postu dotyczącego mojej wyprawy do Walii – dajcie znać, co o tym myślicie 🙂
*Pierwsze i drugie zdjęcie cyknięte przez Alicję.