Listopad to kolejny kompletnie zwariowany, poplątany i najprościej mówiąc skomplikowany miesiąc. Pełen nauki, wytężonej pracy i wiecznej bieganiny bez wytchnienia. Z kilkoma sukcesami i kilkoma porażkami, z uśmiechami, smutkami i miłymi niespodziankami.
#MATURA IS COMING
W listopadzie musiałam w końcu wypełnić próbną deklaracją maturalną. Może się wydawać, że to tylko „kilka kliknięć i to jeszcze na próbę”, ale sama zwlekałam z tym do ostatniej chwili, bo nadal nie byłam pewna, co chcę zdawać na maturze. Zastanawiałam się przede wszystkim nad rozszerzoną matematyką, którą zdecydowałam się ostatecznie sobie odpuścić. Wiele osób powtarzało mi, że „mogłabym przecież spróbować”, ale szczerze nie mam na to najmniejszej ochoty. Póki co piszę na rozszerzeniu angielski, geografię i niemiecki, ale z tym ostatnim to jeszcze zobaczymy. W szkole mam niestety podstawę i czeka mnie dużo pracy, aby to dobrze zdać. Największy problem to brak czasu i siły, bo obecnie chcąc nie chcąc najwięcej schodzi mi na matematykę, żeby nadążyć za tempem na lekcjach. Swoją drogą i to również nie wychodzi mi najlepiej, nie wspominając już o mojej zabójczej średniej z tego przedmiotu…
Muszę się Wam też pochwalić, że za drugim podejściem udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy (ktoś kiedyś mówił, że najlepsi zdają za drugim, prawda? ;)). To było chyba najbardziej stresujące jak do tej pory 50 minut mojego życia, bo trafiłam na dosyć wymagającego egzaminatora. Szczerze powiem, że do tej pory nie wiem, jak to zrobiłam, ale i tak jestem z siebie dumna. Cieszę się, że w ogóle zdecydowałam się na kurs, bo myślę, że prawo jazdy na pewno kiedyś może się przydać. Póki co marzy mi się jakieś malutkie auto, ale niestety nie stać mnie na nie.
Pod koniec listopada pojechałam również na mój pierwszy koncert Bastille do Warszawy. Ich muzyką zaraziła mnie przyjaciółka, która dosłownie ubóstwia cały zespół. Spędziłam naprawdę cudowne, kompletnie oderwane od rzeczywistości 2 dni – między innymi przybiłam sobie piątkę z każdym z członków grupy i świetnie bawiłam się podczas koncertu. Przy okazji poznałam kilka nowych osób, po raz pierwszy ujrzałam na żywo Pałac Kultury i Nauki (niestety w chmurach) oraz przejechałam się pendolino…
KSIĄŻKOWO
Miesiąc zaczęłam od „Sekty” autorstwa Michaela Katza Krefelda. To moje pierwsze i przy okazji bardzo udane spotkanie z duńskim pisarzem. Następnie w końcu przeczytałam „Cień i kość” Leigh Bardugo, które czekało na mojej półce od ponad roku. Zrobiłam sobie małą przerwę od fantastyki w ostatnim czasie i miło było na chwilkę oderwać się od zwykłej i niestety niemagicznej rzeczywistości. Potem sięgnęłam po „Diabelski owoc” Toma Hillenbranda, które polubiłam za niezwykle oryginalny humor autora oraz kuchenne dodatki. Najlepszą książką miesiąca okazało się „W krainie kolibrów” Sofii Caspari, od którego dosłownie nie potrafiłam się oderwać. Obecnie właśnie kończę „Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego, którego nie mogę zaliczyć do porywających lektur, ale i tak zamierzam je skończyć. W listopadzie przeczytałam prawie 5 książek, co razem dało 1796 stron, czyli około 60 dziennie. Oprócz tego na blogu pojawił się kolejny odcinek Zasłuchaj się z moją ukochaną muzyką oraz tradycyjnie stosik miesięcznych zdobyczy.
Takie deklaracje wiadomo stresujące, ale w sumie patrząc po mnie – plany mogą się jeszcze wiele razy zmieniać, a pracę fajną można jeszcze inną znaleźć :). Dodatkowy przedmiot to zawsze mniejsze skupienie na każdym, za to więcej możliwości. Jak tu niby człowiek ma taki wybór zrobić? Ja rozszerzoną matmę robiłam i super mi wyszła, ale byłam w klasie matematycznej i cały czas miałam z matmą do czynienia.
Też jestem w klasie matematycznej, ale szczerze męczy mnie już te 7 godzin tygodniowo. Najchętniej wymieniłabym to na niemiecki albo polski 😉
Ha! To cię pocieszę ;). My jeszcze mieliśmy do tego 7 godzin kółka z matmy tygodniowo, na które cała klasa przychodziła. Nie mówiąc o masie do domu i nieustannych kartkówkach… Kurczę, ale to dawno było… Jakoś najlepiej naszego matematyka z liceum wspominam :). Strasznie się o nas starał i taki starej daty był 🙂 dżentelmen :).
Ojejku, to rozumiem, że musieliście być naprawdę zafascynowani matematyką. Ja generalnie nic nie mam do mojej nauczycielki, chociaż strasznie szybko leci z materiałem i pogania nas na lekcji, co kończy się niestety tak, że większość nie wie, co się w ogóle dzieje na tablicy…
Nasz nas podzielił na czteroosobowe grupki o podobnym stanie zaawansowania, tak żeby był jeden najsilniejszy, jeden słabszy i dwóch równych i wymagał pracy zespołowej. Nowe zadanie dawał jak się poprzednie zrozumiało. W razie czego pomagał. Super był.
U mnie praca w grupie też czasem się zdarza i bardzo to lubię pod warunkiem, że grupa jest „zróżnicowana” pod względem umiejętności 😉
Też zdałam prawko za drugim razem! I to zarówno teorie jak i praktykę. 😀 A maturą się nie stresuj, na pewno dasz sobie z nią rade. 😉
Dziękuję 🙂 Najpierw muszę tylko w końcu zmotywować się do powtórek i nauki, bo z tym mam największy problem…
Witaj w gronie kierowców! Mnie matura czeka za rok i zapewne też będę czekała do samego końca z podjęciem decyzji, co zdawać. Jestem na profilu matematyczno-chemicznym, ale na zdawanie matematyki w rozszerzeniu chyba się nie odważę. Niby oceny mam dobre, ale te maturalne zadania mnie przerażają. Myślę za to o angielskim, bo chociaż w szkole mam podstawę i naprawdę niski poziom, to uczę się go sama w domu, więc szanse na zdanie z dobrym wynikiem mam. Uważam, że czym mniej przedmiotów się zdaje, tym lepiej, bo można poświęcić im więcej uwagi.
Ja też jestem teoretycznie na profilu matematycznym i wcale nie mam aż takich złych ocen z tego przedmiotu (zwykle jestem około trójki), ale nie przepadam za tym na tyle, by w przyszłości zajmować się rachunkowością, czy finansami. Po prostu wolę języki obce, których uczę się z własnej, nieprzymuszonej woli i których nauka sprawia mi ogromną frajdę :))
Mi miesiąc minął na nauce – i tej na co dzień, i tej dodatkowej (z własnej woli siadam do map, testów i powtórek).
Maturę zdaję dopiero za dwa lata,a le wiem, że na pewno będę rozszerzać geografię. Być może angielski (zobaczymy, jak pójdzie mi on na rozszerzeniu, ale jak na razie przy wymagającym nauczycielu dobrze sobie z nim radzę).
Gratuluje zdania prawa jazdy 🙂
Pozdrawiam
Tutti
Dziękuję 🙂 Myślę, że z angielskim zawsze warto spróbować – daje wiele możliwości, a skoro już masz rozszerzenie, to nie ma się nad czym zastanawiać.
Mi minął na szukaniu pracy niestety, także średnio…eh, może grudzień będzie lepszy 😉
I tego Ci życzę 😉
Przypomniałaś mi, że powinnam niedługo wrócić do cyklu Michaela Katza Krefelda. Czytałam kiedyś „Wykolejonego” i chcę kontynuować serię. Pozdrawiam! 🙂
A ja za to muszę się cofnąć do „Wykolejonego”, którego nie miałam okazji przeczytać 😀
Powodzenia z maturą, kurcze ja już jestem 8 lat po, ale ten czas leci…
Gratuluję zdania egzaminu 🙂
Z książek przez Ciebie przedstawiony czytałam „W krainie kolibrów” i „Idealną”, a książki [ze słownikiem] też mam 🙂
Pozdrawiam serdecznie
ryszawa.blogspot.com
Też mam wrażenie, że czas leci zdecydowanie za szybko… 🙁
Dziękuję i pozdrawiam!
Gratuluję zdania prawka. Dla mnie ten egzamin tez był jednym z najbardziej stresujących przeżyć. Nawet egzaminy na studiach tak mnie nie stresowały.
Przede mną jeszcze matura w tym roku i szczerzę liczę na to, że tym razem nie zwariuję ze stresu 😉
Gratuluję zdania egzaminu i powodzenia w grudniu 🙂
Dziękuję, przyda się 🙂
Gratuluję i wyników czytelniczych i oczywiście zdania egzaminu na prawo jazdy 😀 Ja mam 22 lata i jeszcze nie zrobiłam xD Ale cóż, jak człowiek studiował i sam za to płacił, to na nic innego nie wystarczało – no chyba, że na ksiązki 😉
Sama w sumie nie planowałam iść na kurs prawa jazdy, bo przerażała mnie wizja siebie za kółkiem. Nie miałam jednak co robić w wakacje i tak wyszło… 😉
Za drugim razem, ale zdałaś! Gratuluję. :*
Wymienionych książek nie czytałam to niezbyt się wypowiem. 😀
Zaczytanego grudnia ♥
Dziękuję, cieszę się, że mam egzamin w końcu za sobą 😀
Ja też stresowałam się przy wyborze i nie potrafiłam się zdecydować jaka opcja byłaby dla mnie najlepsza 🙂 Zwłaszcza, że nie miałam zielonego pojęcia co chcę robić dalej.
Gratuluję prawka! Ja cholernie boję się jeździć samochodem nawet jako pasażer, więc nigdy chyba nie podejdę do egzaminu, samochody mnie przerażają 🙂
Nawet nie wiesz, jak bardzo ja się bałam na początku! W ogóle nie wyobrażałam sobie siebie za kółkiem, a jednak jakoś udało się zdać i nauczyć obsługi samochodu. Teraz muszę tylko regularnie jeździć, żeby tego nie zapomnieć…