Dawno nic nie pisałam, więc tym bardziej to śmieszne, że biorę się od razu za podsumowanie roku. Ale ten post od dawna chodził mi po głowie, więc myślę, że czas się za niego zabrać.
Jak to zwykle bywa, ciężko zmieścić 365 dni w krótkiej formie, ale postaram się nie rozpisywać aż tak bardzo i skupić na tym, co było najważniejsze w już niemal minionym roku. Przez ostatnie kilka lat podsumowywałam kolejne miesiące w pigułce, tym razem chciałabym zrobić to troszkę inaczej ?
MOJE ŻYCIE
O ile dobrze pamiętam, wejście w 2018 rok wcale nie było dla mnie takie radosne i pełne nadziei. Wprawdzie Sylwestra spędziłam z dziewczynami z liceum śmiejąc się z szampanem w ręku, to jednak gdzieś w środku nadal pozostałam pełna strachu. Po przeprowadzce na studia na drugi koniec Polski i niemal 3- miesięcznej przygodzie z duńskim, zupełnie nie byłam pewna, co tam robię. Rzuciłam się na przysłowiową głęboką wodę i zaryzykowałam wiele w imię studiów, o których od dawna marzyłam. Ale nie czułam się szczęśliwa, raczej zagubiona i samotna na tyle, że byłam niemal o krok od porzucenia skandynawistyki i powrotu na Południe. I do dziś cieszę się, że tego nie zrobiłam! Powiedziałam sobie, że skoro tyle walczyłam o te studia, to zostanę przynajmniej do końca roku. A że obie sesje udało mi się zdać (niemal) za pierwszym podejściem, to jestem! Znaczy żartuję, bo wiecie, w międzyczasie pokochałam swój kierunek i nie zamieniłabym go na żaden inny? I chociaż nie jest łatwy, trzeba uczyć się na bieżąco, a w czerwcu jest od metra egzaminów i zaliczeń, to i tak chcę tu zostać. Gdzieś po drodze udało mi się też oswoić z Poznaniem. Poznałam całkiem dużo nowych ludzi, i to nie tylko w duszpasterstwie, którzy sprawili, spojrzałam trochę inaczej na wszystko… Część z tych relacji się utrzymała, część gdzieś zniknęła po drodze, ale i tak jestem niezmiernie wdzięczna za ludzi, którzy nadal są/byli ze mną przez te 12 miesięcy.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Rok 2018 wypadł również niespodziewanie dobrze pod względem odwiedzonych miejsc. Podczas tak zwanych „ferii” odwiedziłam już po raz drugi Budapeszt. Może i spacerowanie w mrozie i zimnie nie było wcale tak przyjemne, ale widoczki i architektura zdecydowanie wynagradzają wszystkie nieprzyjemności! Udało mi się wpaść przejazdem do Krakowa, a także do Kudowy Zdrój. Tam przypomniałam sobie, jak bardzo kocham góry, miałam trochę czasu na przemyślenia i refleksje… A kulminacją tego roku był wyjazd na stypendium do Danii, który dał mi naprawdę wiele ? Nie tylko, jeśli chodzi o naukę języka, ale także o wiarę w siebie i swoje możliwości. Odważyłam się zrobić pewne rzeczy po raz pierwszy – i byłam naprawdę zaskoczona tym, że się udało! Pierwszy raz leciałam samolotem – i to oczywiście z największego lotniska w Polsce. Pierwszy raz byłam w Danii i pierwszy raz podróżowałam sama po tym kraju. Zwiedziłam Aarhus, Odense, Esbjerg, Ribe i Vejen. A wracając – pierwszy raz odwiedziłam Gdańsk i byłam naprawdę pod wrażeniem tego, jak piękne jest to miasto! Koniecznie muszę tam wrócić! Na koniec wakacji zrobiłam sobie wycieczkę (oczywiście samolotem) do Kolonii, by spotkać się tam z koleżanką poznaną w Danii. To był mój trzeci raz w życiu w Niemczech i teraz nabrałam ochoty, by lepiej poznać naszych zachodnich sąsiadów. Z nowych miejsc w październiku udało mi się jeszcze wpaść do Torunia na 2 dni – i czuję, że w 2019 zdecydowanie czas to powtórzyć!
Wyświetl ten post na Instagramie.
Z perspektywy czasu 2018 okazał się dla mnie cholernie udanym rokiem, za który jestem naprawdę wdzięczna. Dużo się działo, dużo się wydarzyło, dużo się zmieniło, ale i ja dużo się zmieniłam i dużo się nauczyłam. Trochę się boję, że 2019 nie będzie w stanie dorównać ostatnim 12 miesiącom, ale cóż… na martwienie się na zapas zawsze znajdzie się czas!
KSIĄŻKOWO?
Wyświetl ten post na Instagramie.
Tutaj nie mam się tak naprawdę o czym rozpisywać. W 2018 przeczytałam marne 53 książki, co jest niczym w porównaniu do 81 rok wcześniej… Blog również nieco podupada na medialnym zdrowiu, tak samo jak Instagram. Ale przyczyną tego wszystkiego są głównie studia, które stawiam wyżej, a także to, że zaczęłam więcej czasu spędzać z ludźmi ? I powiem Wam, że realne życie ma dużo więcej do zaoferowania niż to wirtualne i książkowe… więc nie narzekam i nie robię wielkich planów dotyczących bloga – fajnie byłoby nadal w miarę regularnie go prowadzić, ale nie będę płakać, gdy w pewnym momencie stwierdzę, że potrzebuję przerwy. W końcu wszystko ma swój czas, a blogowanie było i ma nadal pozostać dla mnie przede wszystkim dobrą przygodą, a nie obowiązkiem!