O tak, ten nagłówek to prawda, szczera, jeśli nie najszczersza prawda. Bo nawet, jeśli pisanie recenzji nie szło mi w 2019 roku najlepiej, to podsumowania zawsze pojawiały się „w miarę” na czas. A tym razem zabrakło tego „w miarę”… Dlaczego? I po co w ogóle publikuję tak przedawnione posty? O tym dalej…
LUBIĘ PODSUMOWYWAĆ
Nie wyobrażam sobie powrotu do pisania bloga bez podsumowania minionych 356 dni. Tak, lubię podsumowywać dany dzień, tydzień, miesiąc czy też rok. Lubię cofnąć się nieco w czasie, spojrzeć w kalendarz i zastanowić się nad tym, co właściwie działo się u mnie w danym okresie. Mam takie wrażenie, że podsumowania bardzo pomagają mi zobaczyć to, co nie zawsze dostrzegam na pierwszy rzut oka. Więc dlatego je piszę – najprościej mówiąc dlatego, że sama lubię do nich wracać. I chyba nie powinnam zrzucać winy za moje opóźnienia na tym polu na uczelnię, ale tak było, nie kłamię.
2019 W SKRÓCIE
To, że lubię podsumowywać nie znaczy też wcale, że lubię przedłużać. Niekoniecznie. Także będzie krótko, szybko i na temat. Znaczy mam nadzieję…
Już na początku 2019 jak to zwykle na studiach była czekała na mnie masa zaliczeń i sesja – nieco „uboga”, bo składająca się tylko z jednego egzaminu, ale to jakiego! Historia Skandynawii okazała się dla mnie do tej pory najtrudniejszym sprawdzianem wiedzy, dlatego tym bardziej wciąż niezachwianie cieszę się z tego, że udało mi się ją zdać za pierwszym podejściem. W lutym, trochę w ramach nagrody za uczelniane wysiłki, wybrałam się do Walii, gdzie odwiedziłam mojego przyjaciela. Aberystwyth okazało się świetnym miejscem na tygodniowy wypoczynek, chociaż 19 – godzinną drogę różnymi środkami lokomocji wspominam do dziś. A w marcu i kwietniu, co wcale nietrudno zgadnąć, znaczącą rolę w mojej codzienności odgrywała uczelnia. Dopiero w maju udało się spędzić kilka fajnych dni w ramach majówki w Bydgoszczy i urokliwych okolicach rzeki Brdy, a chwilę później wybrać się do Warszawy i pozwiedzać naszą stolicę „trochę bardziej”. Czerwiec spędziłam po raz kolejny w klimacie sesyjnym, za to w lipcu i sierpniu dużo się u mnie działo. Udało mi się dostać na dwa stypendia i spędzić najpierw trzy fantastyczne tygodnie w Niemczech na nauce niemieckiego i chwilę później kolejne trzy na równie fantastycznej nauce duńskiego w Danii. Do tej pory naprawdę świetnie wspominam oba miejsca (i chętnie bym tam wróciła jeszcze choć raz).
Wyświetl ten post na Instagramie.
Wrzesień upłynął mi dość statycznie i chwilami nie mogłam się doczekać powrotu na uczelnię, na którą wróciłam oczywiście w październiku. I na tej uczelni nadal spędzam właśnie większą część mojego czasu, z przerwami na salsation na siłowni i obowiązkowe spacerki dla przewietrzenia umysłu.
KSIĄŻKOWO
2019 rok nie był najlepszym rokiem pod względem liczby przeczytanych książek, ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z tych 47 powieści, które miałam okazję poznać 😉 Chciałabym powiedzieć, że może w 2020 roku będzie lepiej, ale już czuję po kościach, że niekoniecznie. Ostatnio zauważyłam, że zupełnie nie mam ochoty na czytanie, że wręcz chwilami męczy mnie to zamiast relaksować. Myślę, że to kwestia studiów, które wymagają ode mnie czytania wielu tekstów w ramach przygotowania do zajęć, przez co czytanie zaczyna mi się po prostu źle kojarzyć…
W 2019 roku filmowo również nie było najgorzej – nie jestem największą fanką filmów, więc 30 pozycji rocznie to w moim przypadku naprawdę dobry wynik.