Rick Riordan to amerykański autor znany przede wszystkim z serii „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”. Jakiś czas temu stworzył również trylogię inspirowaną mitologią nordycką o przygodach Magnusa Chase’a. Z racji tego, że staram się być na bieżąco ze wszystkim, co choć odrobinę skandynawskie, postanowiłam w końcu się za nią zabrać. Jak było? O tym już zaraz.
CO ZA NIESPODZIANKA!
Od czasu śmierci mamy Magnus Chase jest zdany sam na siebie. Żyje samotnie jako bezdomny na ulicach Bostonu, gdzie dzięki sprytowi i inteligencji udaje mu się przetrwać. Niespodziewanie dowiaduje się, że jego wuj próbuje go odszukać za wszelką cenę. Przypadkowo wpada wprost w jego ręce i słyszy od niego historię o skandynawskim dziedzictwie i zaginionej od lat broni, w którą ciężko mu uwierzyć. Jednak pewne wydarzenia sprawiają, że Magnus zmienia punkt widzenia – zbliża się bowiem sądny dzień, w którym nastolatek ma do odegrania nie byle jaką rolę. Czy podoła tej próbie?
„Magnus Chase i Bogowie Asgardu” to moje drugie spotkanie z twórczością Ricka Riordana. Wcześniej przeczytałam pierwszy tom przygód Percy’ego Jacksona, który spodobał mi się, ale z drugiej strony – odkryłam go zdecydowanie za późno i byłam już po prostu troszkę „za stara” na tego typu fantastykę.
„Mity to w istocie opowieści o prawdzie, o której zapomnieliśmy.”
W tej książce na pierwszy rzut oka wybija się nietypowe poczucie humoru Ricka Riordana. Poczucie humoru, które chwilami zaskakuje mnie swoją oryginalnością i niesztampowością. Bardzo mocno czuć w niej również nawiązania do mitologii nordyckiej, na której została zbudowana fabuła. To chyba część lektury, która najbardziej mi się spodobała – w końcu to naprawdę cudowne uczucie czytać o czymś, co naprawdę mnie interesuje! Bardzo polubiłam również głównych bohaterów, którzy okazali się być niezwykle sympatycznymi i ciekawymi osobami. Niestety, chwilami gubiłam się odrobinę w fabule – niektóre fakty okazywały się dla mnie zbyt skomplikowane i poplątane, myliłam nazwy i imiona, więc nadal nie jestem pewna, na ile dobrze zrozumiałam tą powieść 😉 Muszę jednak przyznać, że ta lektura również nieco negatywnie mnie zaskoczyła – spodziewałam się bowiem, że dzięki stylowi autora uda mi się ją połknąć w kilka dni…
„Miecz lata” to interesująca książka dla miłośników fantastyki połączonej z mitologią. Generalnie polecam ją raczej młodszym czytelnikom, ale może spodobać się również tym „nieco starszym” (jak ja na przykład :)).
DANE TECHNICZNE
Tytuł oryginału: The Sword of Summer
Tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 520
Cena z okładki: 39,90 zł
Moja ocena: 6,5/10
Świetna recenzja. Miłośnicy gatunku będą zadowoleni z lektury.
Dziękuję, miło mi 😉
Hmmm..do tej tematyki mnie nie ciągnie, ale fajnie, że Tobie przypadła do gustu 🙂
Pozdrawiam,
See You Soon 🙂
Rozumiem 🙂
Bardzo lubię fantastykę, tego autora i … takie rzeczowe, konkretne, super recenzje 🙂
Gorąco pozdrawiam,
iskraczyta.blogspot.com
Ojejku, ale mi miło :*
Bardzo lubię Riordana ale przeczytałam tylko obie serie o Percym ale bardzo kusi mnie Magnus i Apollo więc na pewno prędzej czy później skusze się na dwie pozostałe serie 🙂
Mam nadzieję, że Ci się spodoba!
Jeszcze mam zaległości w jego innych książkach ;). Cały pakiet Olimpijscy Herosi u mnie czeka…
Ja w ogóle nie czytałam poprzednich serii poza pierwszym tomem Percy`ego :c
O tym autorze dowiedziałam się z bookstagrama i yt ale jakos nigdy nie ciągnęło mnie do mitologii – ani greckiej ani żadnej. Teraz jestem na etapie fascynacji mitologią (a może bardziej demenologią) słowiańską dlatego w lutym zamierzam przeczytać „Żniwiarza” (naszej rodzimej autorki!) którego dostałam pod choinke.
Nie znam tej książki i nigdy o niej nie słyszałam… Ale życzę Ci, żeby okazała się dobrą lekturą 😉
[…] „Niels Lyhne” Jensa Petera Jacobsena. Ze zwykłych powieści udało mi się jedynie dokończyć „Magnusa Chase’a i Bogów Asgardu”, którego serdecznie polecam miłośnikom mitologii nordyckiej oraz pochłonąć „Ocalałe” […]