Rainbow Rowell to pisarka, której jakiś czas temu wszędzie było pełno. Wszystko za sprawą kilku nowo wydanych książek, które szybko zyskały wielu miłośników. I właśnie za sprawą wszechobecnego szumu, nie śpieszyło mi się z poznaniem jej powieści. W końcu jednak zdecydowałam się dać szansę „Eleonorze i Parkowi”. Czy było warto?
E&P
Eleonora i Park to dwójka niezwykłych nastolatków. Oboje wyróżniają się na tle przeciętnej grupy rówieśników. Jej znakiem rozpoznawczym są ognistoczerwone loki i dosyć niespotykane ubrania. Za to on, jako jedyny w mieście, ma koreańskie korzenie i słucha nieco innej muzyki. I chociaż dzieli ich wiele, to pojawia się też między nimi krucha nić porozumienia, która z czasem przeradza się w coś znacznie silniejszego.
„Eleonora i Park” to, jak już wspominałam, pierwsza książka autorstwa Rainbow Rowell, którą zdecydowałam się przeczytać. Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej powieści skierowanej głównie do nastolatków, której głównym tematem miała być (po raz kolejny) miłość. Muszę jednak przyznać, że pisarce udało się mnie naprawdę zaskoczyć (i to w dodatku pozytywnie).
Bardzo polubiłam głównych bohaterów, którzy, co się rzadko zdarza, wcale nie są piękni i idealni. Szczególnie Eleonora stanowi całkowite przeciwieństwo perfekcji ze swoją „pokaźną tuszą” i dziwnym stylem, z którymi raczej nie wpasowuje się w obecne kanony piękna. Jednak nie przeszkodziło im to w tym, by przeżyć razem coś pięknego. By dać szansę przyjaźni rozwinąć skrzydła i zamienić się w uczucie.
„Trzymanie dłoni Eleonory było jak trzymanie motyla. Albo bijącego serca. Jak trzymanie czegoś doskonałego i pełnego życia.”
Byłam zachwycona tym, w jak piękny sposób autorka opisuje emocje i więź, która rodzi się między postaciami. Ich wzajemną fascynację i zainteresowanie, ich każdy najmniejszy gest, dotyk i każdy nawet najkrótszy pocałunek. Bez erotycznych podtekstów, bez rosnącego pożądania i seksu. Wszystko przedstawione było delikatnie i finezyjnie, tak pięknie, jak piękna i idealna może być tylko pierwsza miłość, pozbawiona długotrwałego wpływu codzienności i innych czynników. Rowell pisze o nastoletnim uczuciu, które chyba każdy z nas chciałby przeżyć choć raz bez względu na to, jak długo będzie trwało i jak się skończy.
„Eleonora i Park” to jedna z lepszych młodzieżówek, jakie do tej pory przeczytałam. Rowell w ur0czy sposób opisuje całkowicie niespodziewaną więź, która ni stąd ni zowąd pojawia się między dwójką niezwykłych nastolatków i która, mimo trudnych warunków, nie znika, lecz wzmacnia się z czasem.
DANE TECHNICZNE
Tytuł oryginału: Eleanor&Park
Tłumaczenie: Magdalena Zielińska
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 340
Cena z okładki: 36,90 zł
Moja ocena: 8/10
Od Rowell czytałam „Fangirl” (idealnie wyciągnęło mnie z chwilowego dołka), a obecnie przedzieram się przez „Nie poddawaj się” (przyjemne, ale nie jakieś zachwycające). „Eleonorę i Parka” mam w planach, bo już kilka osób mi poleciło tą książkę 🙂
Pozdrawiam
Tutti
Ja sama zastanawiam się, czy przeczytać „Fangirl’ czy nie. Do tej pory pamiętam natrętną kampanię reklamową tej książki i nadal nie jestem pewna, czy mam na nią ochotę 😉
Ciekawa recenzja, ale książka nie w moim stylu. Wyrosłam już z młodzieżówek…
Pozdrawiam.
Kasia z Ebookowych recenzji
http://ebookowe-recenzje.blogspot.com
Ja czasami też mam takie wrażenie, że młodzieżówki „to już nie dla mnie”, ale tym razem było inaczej 😉
Uwielbiam panią Tęczę, więc ta książka nie była wyjątkiem. A miłość, która kwitła między bohaterami była cudowna <3
MÓJ BLOG – zapraszam
O, tak, było naprawdę super 🙂 Nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba.
Nie miałam okazji poznać tej autorki, może dlatego że ostatnio nie sięgam po młodzieżówki, ale możliwe że ta historia przypadłaby mi do gustu i słyszałam o niej dużo dobrego 🙂
Ja ostatnio raczej staram się unikać młodzieżówek, a E&P to wyjątek, który naprawdę okazał się wart przeczytania 🙂
Czytałam jedną książkę autorki i podobała mi się na tyle, że na pewno jeszcze jakąś przeczytam 😉
A którą z nich czytałaś> 🙂
Czytałam, podobała mi się bardzo 🙂 nieprzesłodzona i przypomniały mi się dawne czasy, jak jeszcze nie było smartfonów i internetu 🙂
Hah, rzeczywiście, nawet ja jeszcze „odrobinę” takie czasy pamiętam 🙂
Aktualnie nawet w powieściach kierowanych do młodzieży niełatwo znaleźć książkę, w której uczucie będzie pozbawione erotycznych podtekstów, bo nawet młodzieżówki ociekają seksem. Nie miałam przyjemności poznania twórczości tej autorki, ale chcę to zmienić, więc rozejrzę się za tą powieścią. 🙂
Dokładnie, „dzisiejsze” młodzieżówki stają się zdecydowanie odważniejsze i przypominają raczej romanse, niż książki dla nastolatków i nie wydaje mi się, żeby to było dobre…
Mnie autorka jakoś nie zachwyciła, nie przekonała mnie tą książką. Chociaż czytałam ją dość dawno i teraz miałabym inne zdanie. Pozdrawiam 🙂
Rozumiem, w końcu nie każdemu musi się podobać, prawda? 🙂
Przekonałaś mnie do tej książki swoją recenzją. Raczej bez niej nie sięgnęłabym po nią z uwagi na komentarz Johna Greena (jakoś niespecjalnie lubię tego autora i jego książki) na okładce który poleca tę powieść. Raczej uznałabym – on ją poleca więc wiem że mi się na pewno nie spodoba. Może byłby to duży błąd bo po tym co napisałaś bardzo zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki mimo że poleca ją także znienawidzony przeze mnie Green.
Bardzo mi miło. Ja również przeżyłam duże zaskoczenie tą książką, bo spodziewałam się przeciętnej młodzieżówki, a otrzymałam coś naprawdę uroczego i wartego polecenia 🙂
Lubię urocze książki. Może nie są nazbyt realistyczne (ale czy wszystkie muszą ?) ale czasem potrzebna jest lektura która ożywi nadzieję leżąca na dnie serca 😉 z pewnością sięgnę po eleonorę i parka 😉
No dokładnie – to książki i nikt nie wymaga od nich zawsze realizmu. Czasem miło sięgnąć po coś nierzeczywistego i magicznego 🙂
Jasne książki nie tylko mają uczyć czy poszerzać horyzonty ale też relaksować ! Z filmami jest podobnie. Są filmy realistyczne , oparte na faktach czy psychologiczne-zmuszające do myślenia a są tez i komedie służące rozrywce. I to że jakas książka jest nie zbyt ambitna i nierealistyczna nie przesądza o tym że ta książka jest zła i że nic nie wniesie do naszego życia 😉 Czasem w takich prostych książkach też można odkryć jakąś perełkę , cytat czy zmienic podejscie do jakiejs rzeczy.
Zgadza się, dokładnie tak. Czasem w nawet najgorszej książce można znaleźć coś wartościowego, chociaż innym razem lepiej nie marnować czasu na pewne powieści 😉
No i właśnie to jest mój odwieczny dylemat. Czytać czy Nie czytać o to jest pytanie gdy książka się nie podoba. Ja mam zawsze wyrzuty jak oddaję do biblioteki nie przeczytaną książkę. Z jednej strony ciągnięcie czegoś na siłę też wydaje się głupotą. Ja wypracowałam sobie kompromis – jak książka nie spodoba mi się do połowy – rzucam .Oddaje do biblioteki. Co innego jak ma się swoją własną książkę – można ją zostawić – potem do niej wrócić. Dlatego czasem coś kupić żeby mieć na własność 😉
Mam bardzo podobnie i rzadko zdarza mi się oddawać książki, których nie przeczytałam w pełni. Ale pamiętam kilka takich przypadków, gdy nie byłam już w stanie dokończyć na przykład „Cierpień młodego Weltera”, bo nie byłam w stanie…
Czasem nie ma sensu się męczyć tak by na koniec stwierdzić że książka i tak była do bani. A mi Cierpienia Młodego Wertera się nawet podobały- chyba dlatego że sama przeżywałam wtedy jakies wewnętrzne (choc nie miłosne) rozterki. Ale pamiętam że w porównaniu do Cierpień… o wiele bardziej podobał mi się Kordia naszego rodaka Słowackiego.
Dla mnie Kordian był całkiem okej, na pewno dużo bardziej zrozumiały niż „Dziady” Mickiewicza…
To prawda Dziady są tak na prawde o wszystkim i o niczym a dla mnie Kordia jako taki miał sesns (przynajmniej na początku) ach te lektury …wzbudzają tyle emocji ! ;P